piątek, 3 kwietnia 2015

Kot

Mam kota. Jest już stosunkowo wiekowy, a jeżeli lubi się bezpośrednie sformułowania, można po prostu nazwać go "starym" i niewiele się przy tym pomylić.
Minęło 17 lat od kiedy pojawił się u mnie w postaci małej, kudłatej, dość agresywnej, łaciatej kuleczki, którą wszyscy domownicy od razu pokochali, nie bacząc na podrapane łydki i obgryzione dłonie. Przez te wszystkie lata kot, nierzadko z użyciem przemocy, podporządkował sobie okoliczne zwierzęta, znacząco ograniczył mysią i ptasią populację, nauczył się samodzielnie otwierać drzwi do pokoi oraz owijać sobie opiekunów wokół małego pazurka. Niestety starość i odniesione podczas długiego, awanturniczego życia kontuzje dały o sobie znać, na skutek czego znacząco ograniczyły się jego zwrotność i skoczność oraz, co ważniejsze, samowystarczalność. 
Nie do końca jestem w stanie stwierdzić czy rzeczywiście rozchodzi się o fizyczną niewydolność starczego, kociego ciała, czy potrzebę bliskości, ale kilka razy dziennie uruchamia alarm w postaci donośnego miauczenia, którym sygnalizuje potrzebę zatrudnienia któregoś z domowników do honorowej funkcji osobistego masażysty brzuszka. Niegdyś uroczo pomiaukujący kot, obecnie w chwili potrzeby wyje, jakby dławił się olbrzymią kluską, angażując uwagę wszystkich obecnych w mieszkaniu (i prawdopodobnie najbliższej okolicy). Procedura jest prosta - zawodzące zwierzę bierze się na ręce, wciąż cichutko biadolące zanosi do salonu, gdzie sadza się je na kolanach, brzuszkiem do góry, po czym rozpoczyna się delikatny, acz stanowczy masaż brzuszka. Jeżeli kot mruży oczka, mruczy i kapie śliną z pyszczka - jest mu dobrze. Jeżeli zaczyna do tego popierdywać - etatowemu masażyście nie jest dobrze.
Absolutnie zafascynowała mnie skuteczność kociego sposobu zwracania na siebie uwagi. I szczerze mówiąc z miejsca pozazdrościłem mu, postanawiając wypróbować jego patent. Jako, że w mieszkaniu byłem sam, wypełzłem na zewnątrz, niepewnie pomiaukując. Wędrując ulicami miasta, dopracowywałem odpowiednio gardłowe brzmienie sygnału, te drobne smaczki w postaci rozpaczliwych akcentów dźwiękowych, aż wreszcie, pewny siebie, byłem w stanie wyemitować właściwe wołanie. 
Rozejrzałem się dumnie wokół siebie. Wygląda na to, że kocie metody nie sprawdzają się u ludzi - nikt się nie pojawił... 
Nikt nie wymasował mi brzuszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz