Coś we mnie ostatnio pękło i zacząłem czytać romanse, z
czego, szczerze mówiąc, nie jestem specjalnie dumny. Może nie są to takie podłe,
grafomańskie romansidła, w których kuriozalnie nazwani bohaterowie co rusz
uprawiają namiętny seks (albo odkrywają różne odcienie szarego koloru), ale wiadomo,
nie jest to literatura, której lekturą chciałbym się pochwalić.
Próbowałem zachować się nonszalancko, ba, nawet złapałem
książkę tak, że niby zupełnie przypadkiem zakryłem tytuł dłonią, a jednak nie
dałem rady i oto zbliżałem się do bibliotekarki z pochyloną głową, zupełnie
jakbym miał zaraz wyciągnąć broń i oznajmić wszystkim, że to napad (tu można
się zastanowić po co w ogóle napadać na bibliotekę).
- Do wypożyczenia – mruknąłem, przesuwając książkę po
ladzie, oczywiście tytułem do blatu, zupełnie tak jakby po przeskanowaniu kodu, ekran bibliotecznego komputera nie miał jej
wykrzyczeć prosto w twarz „LINIA SERC”. Czytnik cichutko pisnął, bibliotekarka
zerknęła na monitor, a jej twarz rozpogodziła się. Lubię myśleć, że to był
życzliwy uśmiech, ale w tamtej chwili byłem pewien, że po prostu milcząco ze
mnie szydziła, zadowolona, że jest lepsza od frajera, który czyta takie bzdurasy.
Nie doceniła mnie, bo byłem doskonale przygotowany na taką sytuację. Wyprostowałem się, uśmiechnąłem i podałem jej kolejną książkę, tym razem dumnie odsłaniając tytuł, licząc że zatrę pierwsze wrażenie i jakoś wyrównam bilans, bo przecież czytam reportaże, to jest poważna literatura! I taka Pani Bibliotekarka na pewno sobie pomyśli, że w takim razie ta pierwsza książka musi być dla kogoś innego, o, pewnie pożyczam ją dla swojej siostry. Rozejrzałem się od niechcenia po bibliotece, w oczekiwaniu na zaksięgowanie wypożyczenia, próbując nie dać po sobie poznać, że „Linia serc” jest totalnie dla mnie i prawdopodobnie będę płakał w którymś momencie lektury jak cienka pizdeczka, którą jestem.
Nie doceniła mnie, bo byłem doskonale przygotowany na taką sytuację. Wyprostowałem się, uśmiechnąłem i podałem jej kolejną książkę, tym razem dumnie odsłaniając tytuł, licząc że zatrę pierwsze wrażenie i jakoś wyrównam bilans, bo przecież czytam reportaże, to jest poważna literatura! I taka Pani Bibliotekarka na pewno sobie pomyśli, że w takim razie ta pierwsza książka musi być dla kogoś innego, o, pewnie pożyczam ją dla swojej siostry. Rozejrzałem się od niechcenia po bibliotece, w oczekiwaniu na zaksięgowanie wypożyczenia, próbując nie dać po sobie poznać, że „Linia serc” jest totalnie dla mnie i prawdopodobnie będę płakał w którymś momencie lektury jak cienka pizdeczka, którą jestem.
Oczywiście nawet nie zajrzałem do tych reportaży, bo
musiałem się najpierw dowiedzieć czy Georgie i Neal’owi uda się ocalić ich
małżeństwo.
Jednak są jakieś priorytety!