wtorek, 4 sierpnia 2015

Marcelek

- Marcelek, zostaw ten kamień – westchnęła znad książki zmęczona kobieta, siedząca na pobliskiej ławce. Niebieskooki blondynek, lat około trzy, zatrzymał się i odwrócił w jej kierunku. W ręce rzeczywiście trzymał kamień, który w jego małej łapce wydawał się być całkiem spory. – Marcelek, zostaw ten kamień – powtórzyła beznamiętnie kobieta. Widocznie doskonale zdawała sobie sprawę, że nic w ten sposób nie osiągnie, ale jakoś trzeba było przekonać mamy na placu zabaw, że reaguje na potencjalnie niebezpieczne poczynania swojego dziecka. Marcelek marszcząc brwi spojrzał na kobietę, na kamień i znowu na nią. „Oho, kwestionuje swoje motywy!” – pomyślałem, obserwując chłopca – „Może jednak zaszło tu jakieś wychowanie!”. W końcu twarz Marcelka rozpogodziła się i dałbym słowo, że jego oczy zaświeciły się na czerwono. Chłopiec niespodziewanie się odwrócił, po czym cisnął kamieniem w bawiącą się przy piaskownicy dziewczynkę, która, ciężko jej się dziwić, uderzyła w ryk. Kobieta z ławki nerwowo rozejrzała się na boki, szukając świadków niecnego uczynku jej pociechy. Jakimś cudem Marcelkowy występek pozostał niezauważony, dlatego z cichym westchnięciem wróciła do lektury. Nie dane jej było odprężyć się na długo - obrotne dziecko prędko znalazło sobie nowe narzędzie zagłady.
- Marcelek, zostaw ten patyk… - mruknęła, przewracając stronę. Marcelek patyka nie zostawił, za to podszedł do malutkiego chłopczyka i z całej siły przywalił kijem w piłkę trzymaną przez malca, wyrzucając ją tym samym poza obręb placu zabaw.
W ciągu pięciu minut przez Marcelka zapłakało już drugie dziecko, a ja zacząłem się zastanawiać które to już z kolei.
- Marcelek, natychmiast tu podejdź! – sapnęła kobieta z ławki. Posłuszne przybycie chłopca trochę zbiło ją z pantałyku. – Eeee… Marcelek, oddaj mi ten patyk – mruknęła niepewnie, zupełnie jakby spodziewała się podstępu ze strony trzyletniego dziecka. Marcelek wlepił w nią swoje błękitnookie spojrzenie, po czym zdzielił ją kijem w kolano i wrzeszcząc zaczął uciekać,  biegając dookoła piaskownicy. Kobieta spojrzała smutno na zaczerwienioną nogę,  ponownie westchnęła i zaczęła przewracać kartki książki, poszukując strony, na której skończyła.
***
Z początku wydawało mi się, że Marcelek jest drapieżnikiem w ekosystemie placu zabaw, który poluje na dzieci nieuważne lub po prostu dość lekkomyślne, żeby się do niego zbliżyć. Im dłużej jednak przyglądałem się jego działaniom, tym bardziej prawdopodobna wydała mi się teoria, według której Marcelek próbuje zdobyć pozycję samca alfa – w końcu jego celem nie jest pożarcie ofiar, a zaznaczenie swojej pozycji w stadzie. Chaotyczne akty przemocy wobec innych członków gromady pozwalają budować obraz groźnego osobnika. Chwytne kończyny, prędkość, brutalna siła, przebiegłość oraz mimetyczna zdolność przybrania postaci niewiniątka czynią z Marcelka wyjątkowo niebezpiecznego przeciwnika. 
Jednego byłem pewien - matka natura stworzyła potwora.

***
Gdzieś koło dwudziestego okrążenia wokół piaskownicy Marcelek zdał sobie sprawę, że zdążył już zgubić pościg. Rozejrzał się władczym wzrokiem po placu zabaw, po czym przykucnął nad brzegiem piaskownicy i zaczął grzebać w niej kijem, nie zwracając uwagi na dzieci, pozostawiające swoje piaskowe kreacje podczas gwałtownej ucieczki przed Marcelkową Strefą Zagrożenia.
Podczas gdy większość dzieci niepewnie wróciła do swoich zabaw w bezpiecznej odległości od Marcelka, jedna dziewczynka podeszła od tyłu do nieświadomego jej obecności chłopca i stanęła nad nim, przyglądając się ciekawie  jego działaniom. Następnie zamachnęła się wypełnionym piaskiem, różowym wiaderkiem i przywaliła nim chłopcu w głowę. Zaskoczony Marcelek stracił równowagę, wpadając do piaskownicy. Tam rozpłakał się, ocierając oklejoną piaskiem buzię.

„Wygląda na to, ze to ten sam gatunek…” pomyślałem. Widocznie Marcelek jeszcze musi się nauczyć, że w kole życia zawsze znajdzie się silniejszy osobnik. No i tego, ze karma to suka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz